Joanna Pawlik, „Bez śladu”

Najlepiej widać to, czego nie ma, a było. Najnowszy cykl obrazów Joanny Pawlik znacznie odbiega od poprzednich. Dwa, trzy lata temu malowała w ostrych kolorach, z silnymi płaskimi plamami i konturem. Jej ostatnie obrazy są jasne, jakby płótno wypłowiało na słońcu. Wiele szczegółów „wyblakło”, pozostał ogólny zarys kompozycji. Jak stare zdjęcia z albumów prababek, gdzie połowa detali gdzie zawieruszyła się w czasie. Przedstawiają sceny z najbliższego otoczenia artystki: syn przed domem, ulica z zaparkowanymi autami, spacer w parku. Nie od razu można wszystko zobaczyć. Trzeba sobie zrobić ćwiczenie z pamięci: zamknąć oczy i powiedzieć co się przed chwilą widziało? Opisać tę kobietę, którą przeszła obok, wymienić przedmioty z wystawy sklepu dwie ulice dalej, kolory aut, które przejechały obok. I co? Wtedy widać obrazy Pawlik. To czas jest tu winowajcą. On rozmywa i detale i kolory. On powoduje, że jeden z zatrzymanych kadrów trwa w naszej wyobraźni dłuższą chwilę. „Moje obrazy mają dużo wspólnego z upływem czasu, malowane są myślą o pojawianiu się i znikaniu otoczenia i jego składowych – ludzi i przedmiotów” – mówi Joanna.

Winna jest też pamięć. Wiadomo, zawodna. Lecz paradoksalnie choć na obrazach niewiele zostało namalowane, dużo widać. Jak w słynnej zasadzie Le Corbusiera: mniej znaczy więcej. Ledwie sugestia, oko i włosy, ale my widzimy portret dziewczyny z wszystkimi detalami. Tu właśnie nasza pamięć się rehabilituje. Czytamy obrazy pamięcią. Widzimy to, co wiemy, nie na odwrót. Niektórzy nazywają to wyobraźnią, dla mnie to dobra analiza malarstwa i widzenia. Joanna w najnowszych obrazach maluje chwilę, gdy oślepieni lampą błyskową zamykamy oczy. Moment, gdy z ciemnego pomieszczenia wychodzimy na ostre słońce. Gdy spojrzymy w słońce i tracimy poczucie przestrzeni. Wtedy pod powiekami pozostaje obraz mocno rozjaśniony, rozmyty, obraz pamięci tego, co było przed chwilą. W antykolorach, barwach dopełniających do rzeczywistych.

Artystka przy malowaniu posługuje się zdjęciami. Fotografuje dużo, niektóre z odbitek celowo prześwietla, żeby zostało to, co najistotniejsze. „Dążę do syntezy” – podkreśla. Jedno ze słynniejszych ćwiczeń zadawanych studentom przez Władysława Strzemińskiego było studiowanie czarnego profilu umieszczonego w mocno oświetlonym oknie. Pod słońce. Takie kontrasty nie pozostają dla oka bez znaczenia. Reakcje oka Strzemiński analizował zresztą w różnych okolicznościach. W teorii widzenia zawarł historię postrzegania od czasów prehistorycznych do impresjonizmu. Więcej nie zdążył, choć jego wykłady na ten temat zachowały się w notatkach studentów. Gdyby jednym z ćwiczeń była analiza obrazu pamięci, kto wie, jaką ocenę otrzymałaby Joanna?

Monika Branicka

Strona główna » Archiwum » Wystawy » 2006 » Joanna Pawlik, „Bez śladu”, 3.03.2006