Obrazy znaczeń

Sławomir Toman jest artystą konsekwentnym, uparcie powracającym do mimetyzmu, pierwotnej idei malarstwa. Portretowanie przedmiotów weszło mu w krew i jak dziecko uzależnione od zbierania pokemonów, malarz kolekcjonuje efekty opisujące ich formy. Obecne na płótnach zabawki mamią dobrze znanym plastikiem i porcelanową gładkością, stanowiąc projekcję zalewającego nas materialnego szczęścia. A może nie do końca spełnionych dziecięcych tęsknot?

Obrazy Sławomira Tomana można czytać też jako konceptualne ćwiczenie z istoty malarstwa, w którym najistotniejsza jest idea procesu malowania, a model-temat jest bez znaczenia. Niemniej jednocześnie posługując się przedmiotem i ignorując go znaczeniowo, malarz opisuje własną wizję sztuki, de facto powodując jego artystyczne wyniesienie. Malarstwo jest więc tu równolegle sposobem komunikacji z rzeczywistością i symbolicznym, wspartym tradycją kodem. A upodmiotowione przedmioty, w sprzężeniu z kulturową rangą dzieła sztuki, niosą w sobie ziarno złowróżbnej przepowiedni. Są jak zmysłowe wytwory degenerującego się Rzymu.

Namalowane figurki są czyste i puste. Laboratoryjnie wręcz sterylne. Sugestywna porcelanowa materia pozwala snuć analogie z muzealnymi miśnieńskimi bibelotami, a konwencja hiperrealistycznego portretu automatycznie dodaje im znaczeń. Pozbawione organicznej duszy, czekają na kosmos dopisany z zewnątrz. Prowokują do intelektualnych nadużyć. Te wizerunki wypreparowanych do wieczności artefaktów można powiesić nad łóżkiem jak ikony lub zestawić w parze z reprodukcjami XVII-wiecznych martwych natur vanitas. Ale malowane przedmioty Sławomira Tomana są też atrybutami stylistyki, obrazami programowego kiczu i tandety naszego świata. Dlatego równie ważny jest ich wymiar estetyczny. Ich artystyczna prowokacja.

Płótna Sławomira Tomana magnetyzują i stopują lapidarnością wyrazu. Przyciągają fajerwerkami kolorowej powierzchni, przywodząc na myśl ekran telewizora. Zestawione w równej linii, stanowią klatki filmu dokumentującego rzeczywistość fetyszy. Są jak chińskie pocztówki, udające trójwymiarowy świat i głębię znaczeń. Ale najistotniejsza jest ich fotorealistyczna dokładność, warsztatowy efekt i malarska doskonałość. Dlatego Sławomir Toman zdecydowanie neguje świat materii ożywionej. Żywe modele z pewnością są dużo bardziej kłopotliwe niż ceramiczne figurki. A w jego pracach nie ma mowy o przypadku.

Przemysław Jędrowski, 20 grudnia 2004 r.

Strona główna » Archiwum » Wystawy » 2003 » Sławomir Toman, „Toy Story”, 18.02.2003