IGNACY CZWARTOS – MALARZ „TYPOWO POLSKI”

Tekst ukazał się w kwartalniku EXIT No.4(80)2009

W wywiadzie przeprowadzonym przez Martę Karpińską w 2003 roku Ignacy Czwartos na pytanie o klimat jego obrazów odpowiedział: „Tak, oczywiście. Jestem „typowo polski”. Tak ma być. Cieszę się z tego” 1. W tym stwierdzeniu zawiera się wiele prawdy o stosunku Czwartosa do samego siebie, do rzeczywistości, do świata przedstawionego w jego obrazach. Z jednej strony jest to poważna deklaracja przynależności: do pejzażu, historii, kultury, tradycji; z drugiej – świadczy o dystansie i lekkiej żartobliwości z jaką traktuje swoje obserwacje i eksplorowane w malarstwie motywy, a także o autoironii. Nie znam drugiego artysty, który chciałby być „typowo polski”, lokalny a nie „światowy” czy przynajmniej „europejski”.

PEJZAŻ PROWINCJONALNY. Któż dziś maluje pejzaże? Już samo nawiązanie do krajobrazu, zwłaszcza swojskiego, „ojczystego” (cóż za staroświeckie określenie) ma zaściankowy i archaiczny wydźwięk. Jednak spośród abstrakcyjnych obrazów Ignacego Czwartosa można wyodrębnić grupę prac, których kompozycja wyraźnie sugeruje inspiracje pejzażem. W dodatku tytuły wskazują na „lokalność”: Abstrakcja polska, Abstrakcja prowincjonalna Abstrakcja małopolska, Polski pejzaż żałobny. Płótna te utrzymane są w zgaszonej, przyszarzałej kolorystyce, która jest zresztą charakterystyczna dla wszystkich obrazów tego autora. O jego „palecie” pisano czasem mało pochlebnie: że ponura i brudna. Tymczasem to gama niezwykle wysmakowana: nie brudne, lecz szarawe lub perłowe biele, pozieleniałe ziemie, przymglone błękity, podbite błękitami czernie… Sam artysta twierdzi, że „taką kolorystyką zaraził się w dzieciństwie”, które przypadło na siermiężne lata 70-te; mnie się wydaje, że stłumione barwy są właściwe dla naszego klimatu północno-wschodniej Europy, bez względu na polityczno-ekonomiczne uwarunkowania. Tu światło jest najczęściej chłodne, brakuje ostrych kontrastów południa, żadna barwa nie jest jaskrawa. Stąd pewnie u malarza „typowo polskiego” ogromna wrażliwość na kolorystyczne subtelności i niuanse.

Niektóre z tych obrazów nawiązują do pejzażu w sposób oczywisty: na dole brunatne ziemie układające się w poziome pasy jak bruzdy zaoranego pola, linia horyzontu pośrodku kompozycji, a nad nią szare błękity nieba. Inne są mniej dosłowne: czasami podziały są wertykalne, czasem prawie całą przestrzeń obrazu zapełnia „ziemia” lub niebo”. Zawsze natomiast pejzaże Czwartosa są wyabstrahowane z potocznej rzeczywistości. Motywy pejzażowe artysta często zawiesza w nieokreślonej przestrzeni, obwodzi czarną ramką przywodzącą skojarzenia z klepsydrą (Niebo, Abstrakcja Polska), przecina diagonalnymi słupami (Memento Mori z 2002 r.), „przypina” do krawędzi płótna małymi prostokątami, które nadają kompozycji wygląd rozpiętej na krzyżu (Czerni, Memento Mori z 2001 r.). Nierzadko na czarnej ramce klepsydry u dołu obrazu pojawia się trupia czaszka lub ledwo widoczny, sześciokątny zarys trumny (Memento z 2001 r., Polski pejzaż żałobny). W ten sposób „prowincjonalne pejzaże” Ignacego Czwartosa zyskują wymiar transcendentalny. Pozostaje pytanie: dlaczego pejzaż? Przecież o kwestiach fundamentalnych, o przemijaniu i wieczności można mówić na tysiąc innych sposobów. Może właśnie dlatego, że pejzaż jest bliski, namacalny, oswojony. Może także rację ma Henryk Waniek (malarz radykalnie odmienny od Czwartosa) twierdząc: „…krajobraz uważam za pismo Boga. Pismo nieco panteistyczne, ale to może nawet lepiej” 2.

KORONA KIELCE i WARIAT I ZAKONNICA – CZYLI CZWARTOS SARMATA. O fascynacji Ignacego Czwartosa sztuką polskiego baroku i inkorporacji siedemnastowiecznego kanonu w jego własne malarstwo napisano już wiele i wnikliwie3. Tutaj chcę podkreślić deklarację przynależności do tradycji i pełną akceptacji ironię, z jaką artysta traktuje swoich sarmackich bohaterów. Najwyraźniej bodaj jest to czytelne w portretach kibiców ulubionej drużyny piłkarskiej Ignacego – Korony Kielce: z jednej strony szalikowcy, budzący (podobnie jak sztampowo pojmowany sarmatyzm) skojarzenia z burdami, warcholstwem; z drugiej dostojna, posągowa poza i atrybuty (barwy klubowe) świadczące o dumie z przynależności do grupy i gotowości do poświęceń na rzecz obrony jej tożsamości i honoru. Jest jeszcze trzecia strona tego medalu, najbardziej chyba przewrotna: otóż portretowani przez Czwartosa szalikowcy to nie jacyś anonimowi zadymiarze, a przyjaciele autora, artyści z kręgu Otwartej Pracowni. Ich konterfektom, oprócz atrybutów prowincjonalnej drużyny piłkarskiej, towarzyszą emblematy uniwersalnej wartości jaką jest czysta sztuka. „Kupą, mości panowie!” – chciałoby się krzyknąć za Wołodyjowskim.

Jednym z najciekawszych obrazów z „sarmackiego” nurtu Ignacego Czwartosa jest małżeński autoportret Wariat i zakonnica. Intryguje już samo zestawienie autoironicznego tytułu z charakterystycznymi cechami pełnego powagi i dostojeństwa barokowego portretu paradnego, jakie nosi ten wizerunek. Dodatkowo, zarówno jego kompozycja, jak i symbolika nieodparcie przypomina słynny piętnastowieczny „Portret małżonków Arnolfini” Jana van Eycka. Pozy małżonków z obu portretów są podobne. Piesek z obrazu van Eycka, interpretowany jako symbol wierności został przez Czwartosa zastąpiony czarnym kwadratem – znakiem stałości, stabilności; miejsce lustra zajmuje abstrakcyjny „pejzaż żałobny”, a zapalona świeca – znak obecności Boga u Czwarosa zastąpił świetliście białą „abstrakcją niebiańską”. Wydaje się, że Ignacy Czwartos – uwspółcześniając i uniwersalizując język opowiada o tym samym, co niderlandzki malarz sprzed ponad 500 lat.

Co więc maluje „typowy malarz polski”? – „W zasadzie, to chodzi o życie” – mówi artysta. „Ale o życie tu i potem, po śmierci. (…) dla mnie obraz jest przepustką, medium łączącym oba światy. Ten tutaj i ten inny wymiar, którego nie znam i którego nie chcę za szybko poznać. Chyba o to chodzi w moim malowaniu. Ja właściwie maluję jeden obraz, tylko na różne sposoby”4.

  1. M. Karpińska, rozmowa z I. Czwartosem: „Nie muszę łowić, bo maluję”, 2003, strona internetowa Galerii Otwarta Pracownia

  2. K. Janowska, P. Mucharski: Henryk Waniek „O sztuce widzenia” w: „Rozmowy na koniec wieku 2”, wydawnictwo Znak, Kraków 1998, s.263

  3. K. Czerni: „Larum grają, albo Banderia Ignacego Czwartosa”, oraz „Memento Mori”, oba teksty na stronie internetowej Galerii Otwarta Pracownia; M. Salwiński: „Ignacy Czwartos, the Sarmatian” w: „Offenes Atelier”, Kunsthalle Erfurt 2007, s.2

  4. M. Karpińska, rozmowa z I. Czwartosem, op.cit.

Katarzyna Jankowiak-Gumny

Sarmaci i szalikowcy

tekst pochodzi ze styczniowo-marcowego (2010) wydania SZTUKA.PL

Tak, oczywiście. Jestem „typowo polski”. Tak ma być. Cieszę się z tego1. Na czym polega ta typowa polskość Ignacego Czwartosa wyjaśnia wystawa artysty w Otwartej Pracowni w Krakowie.

Wygadana melancholia

Ten krakowski malarz o kielecko-poznańskich korzeniach w opinii powszechnej kojarzy się przede wszystkim z pełnymi wdzięku ilustracjami pojawiającymi się na łamach Przekroju czy Gazety Wyborczej. Te trochę naiwne, pełne humoru, nieco surrealne w nastroju historyjki przyciągają wzrok zarówno precyzją kreski, jak i celową nieporadnością perspektywy. Zdaniem Ignacego Czwartosa z tymi rysunkami, to jest tak, że kiedy człowiek jest powściągliwy w malowaniu, to po prostu czasem ma ochotę się wygadać. Moje rysunki to gadulstwo, dziecinada. Trochę jakbym na szydełku robił. Ale one są tak samo melancholijne jak moje obrazy. To je łączy.

W kontekście tych pozornie nieporadnych rysunków malarstwo Ignacego Czwartosa zaskakuje, a równocześnie intryguje. Artysta jest prawie od początku swojej drogi artystycznej wierny kameralnej, zgaszonej kolorystycznie abstrakcji, ale równocześnie interesuje go malarstwo figuralne, a w szczególności portretowe. Początkowo malował ciemne wizerunki, wyraźnie inspirowane portretami trumiennymi, które z czasem wzbogacał elementami abstrakcyjnymi. Taką formę nadał artysta, zaprezentowanemu w 2005 r., również w Otwartej Pracowni – cyklowi z przedstawieniami zakonnic. Oszczędne w formie, płaskie, linearne, emanowały swoistym liryzmem, właściwym nie tylko polskim portretom trumiennym, lecz także naiwnemu malarstwu XIX w., zwłaszcza pełnemu prymitywnego uroku amerykańskiemu malarstwu portretowemu. Można się w nich doszukać również i inspiracji twórczością Jerzego Nowosielskiego oraz Andrzeja Wróblewskiego, a także – do czego Ignacy Czwartos się przyznaje – brutalną sztuką socrealizmu i „mocną formą” rosyjskich malarzy – Aleksandra Dejneki czy Kuźmy Pietrowa-Wodkina.

Z sarmackim pozdrowieniem

Najnowsze portrety Ignacego Czwartosa to seria konterfektów kibiców ulubionej drużyny piłkarskiej artysty – Korony Kielce. Sportretowani szalikowcy nie są anonimowymi postaciami – są wśród nich, obok samego artysty, również i jego przyjaciele i artyści z kręgu krakowskiej Otwartej Pracowni. Bohaterowie Czwartosa ujęci zostali w zaskakująco monumentalne i statyczne formy, przez co jeszcze wyraźniej tchną spokojem i dostojeństwem pewnych siebie i dumnych kibiców, którzy z właściwą sobie godnością i butą noszą piłkarskie atrybuty – kolorowe szaliki. Te właśnie portrety, powstałe z fascynacji barokiem, malarstwem Szymona Czechowicza, a przede wszystkim portretem sarmackim – potwierdzają „polskość” malarstwa Ignacego Czwartosa i są najlepszym komentarzem wyjaśniającym, dlaczego uważa się on właśnie za „malarza typowo polskiego”. Kibice Czwartosa, którzy zamiast żupanów noszą dziwaczne koszule, a zamiast tarcz herbowych w tłach obrazów towarzyszą im kolorowe znaki – typowe dla artysty wstawki abstrakcyjne, poprzez czytelną ironię prezentują, podobną do sarmackiej – gotowość do poświęceń na rzecz obrony jej tożsamości i honoru.

Ślubne zapowiedzi

Wśród prezentowanej w Otwartej Pracowni serii portretów wyróżnia się jedyny pozbawiony powiązań piłkarskich konterfekt. Jest to małżeński wizerunek artysty i jego żony – Wariat i zakonnica – swoiste monidło ślubne, podszyte kolejną wersją autoironii i dowcipu nawiązującą do witkacowskiego humoru, lecz również mającą odniesienie do klasyki malarstwa europejskiego – do Portretu małżonków Arnolfini Jana van Eycka. Jest to może także zapowiedź dalszych poszukiwań Ignacego Czwartosa, który stwierdził: w ogóle lubię takie monidła – portrety małżeńskie, podrysowane zdjęcia. (…) Chyba chciałbym pójść w tę stronę.

Przypis:
1 M. Karpińska, rozmowa z I. Czwartosem: Nie muszę łowić, bo maluję, 2003 – www.otwartapracownia.com

Urszula Kozakowska-Zaucha

Strona główna » Archiwum » Wystawy » 2010 » Ignacy Czwartos, „Malarz typowo polski”, 05.02.2010