Do pobrania: plakat

Czysta energia

Pokazane w Otwartej Pracowni prace Adama Molendy to energetyczna dawka natężonej barwy, pokaz czystej energii. Problemem, nurtującym od kilku lat artystę, jest bateria, siła w niej skumulowana. Siła ta emanuje z jego prac, jarzy się mocnymi odcieniami czerwieni i żółci. Daje ona wrażenie rzeczywistej jasności, rzeczywistej mocy promieniującej z układów, jakie powstają dzięki inwencji twórcy. Układy te powstają z kilku obrazów. Obrazy te, emanacje owej energii, można ze sobą łączyć w dowolne układy, zestawiać w rozmaite, zadziwiające niekiedy, niczym skomplikowana aparatura naukowa, ciągi, konstrukcje. Układy te łączą w jedną całość różnej wielkości obrazy, a także domalowywane na ścianie, jarzące się linie, przewody. Wszystko jest tu przesycone energią, jarzącą się siłą, wyrażoną przede wszystkim poprzez intensywne barwy- czerwienie, żółcie. Te barwy nadają temperaturę obrazom.

Prace Adama Molendy, obok naukowego, konstrukcyjnego ich postrzegania, mają także inny, zaskakujący nieco, ale dla wielu od razu nasuwający się wątek skojarzeń, mianowicie malarstwo ikonowe. Artysta zetknął z Jerzym Nowosielskim, studiował pod jego okiem i wpływ mistrza wyraźnie zaznaczył się w prezentowanych w Otwartej Pracowni obrazach. Prace te mają w sobie coś z malarstwa ikonowego. Są oszczędne, hieratyczne, niosą w sobie ukrytą energię. Podobnie, jak ikona przykuwają oko, budowane oszczędnie nabierają owej mocy. Jak złoto w ikonie miało wyrażać niebiański blask, energię i potęgę świętych, tak w pracach Molendy owa czerwień i pomarańcz, jarzące się na zagruntowanej na biało desce, ukazują energię, siłę, wytworzoną ludzkimi rękami – elektryczność. Wrażenie mistycyzmu miesza się tu z chłodnym praktycyzmem, niezwykłość z przeciętnością baterii.

Taka jest więc energetyzująca wystawa prac Adama Molendy, pobudza swoim natężeniem kolorów, intryguje widza zestawieniami owych obrazów – „baterii”, tą aparaturą, z którą biegnie wzrok oglądającego szukając początku, albo i końca, dziwnych układów.

Michał Hankus

Adam Molenda, Baterie

Jak powstały Baterie?

Malarstwo ze swoimi konwencjonalnymi, prostymi, zasadniczymi środkami i możliwościami formalnymi zostało przeze mnie wykorzystane do rodzaju pozadyskursywnej analizy spraw rozgrywających się w świadomości. Tworzenie prostej formy na płaszczyźnie może być sposobem uświadamiania sobie istnienia jakichś rzeczywistości o charakterze ponadmaterialnym oraz może stwarzać możliwość przyglądania się im lub ich ujawniania, ukonkretniania. Praca polegała na poszukiwaniu prostych form wynikających z płaszczyzny obrazu – obiektu, na którym się maluje. Elementem znaczącym jest tutaj konwencjonalne podobrazie, czyste, niezamalowane, lub białe naciągnięte na krosno płótno. Czyli rzeczywistość w pewien sposób uświęcona przez tradycję malarską a przez to często już nieuświadamiana i oczywista. Jednocześnie rzeczywistość negowana przez niektóre koncepcje sztuki współczesnej i świadomie unieważniana. Istotne jest dla mnie nie to jakie możliwości formalne posiada to konwencjonalne podłoże malarskie, czyli rzeczy podlegające analizie racjonalnej. Są to zresztą sprawy, szczególnie w XX wieku precyzyjnie opisane przez artystów i teoretyków sztuki. Interesująca dla mnie jest tutaj sprawa powiązania tej specyficznej, czysto artystycznej rzeczywistości, tego wyodrębnionego, hermetycznego obszaru z obszarem pozaartystycznym, ludzkim światem z ludzkimi sprawami. Powstało pytanie: co może mi powiedzieć ten obiekt? Czy jego rzeczywistość ma jakieś znaczenie dla mojej rzeczywistości, dla mojego życia? Jego istnienie jest pochodną pewnego działu ludzkiej kultury –  malarskiego warsztatu. Ten warsztat jest z kolei wytworem wcześniejszej kultury malarskiej, która w początkowej fazie poruszała się w innej przestrzeni formalno-warsztatowej. Pierwszym „podobraziem” było najprawdopodobniej ludzkie ciało, później skalne ściany, ściany budowli, różne obiekty i formy przestrzenne, rzeźby czyli mówiąc ogólnie: formy o charakterze płynnym, wpisującym się w sposób naturalny w przestrzeń życiową człowieka. Pojawienie się podobrazia w postaci sztywnej, płaskiej, ograniczonej i najczęściej prostokątnej powierzchni jest zjawiskiem raczej późnym w dziejach malarstwa i powodującym określone konsekwencje. Początkowo była to deska, która również funkcjonowała w innym kontekście niż późniejsze obrazy na płótnie.

Płótno naciągnięte na krosno pojawiło się mniej więcej w XV – XVI wieku. Spopularyzowało się w XVII – XVIII wieku, czyli w czasach emancypacji sztuki. Nie chcę tu wyciągać zbyt daleko idących wniosków ale można się dopatrzeć związków emancypacji sztuki w stosunku do rzeczywistości z ugruntowaniem się konwencji malowania obrazów na wyodrębnionej, wyizolowanej, wyabstrahowanej z rzeczywistości, sztywnej, płaskiej powierzchni.

Podsumowując można powiedzieć, że historia malarskiego podobrazia zaczyna się od ludzkiego ciała. Konwencjonalne podobrazie spełnia zatem zastępczo rolę naszego ciała, naszej najbliższej rzeczywistości. Jest już „ukulturalnioną”, złagodzoną wersją tej rzeczywistości. Nadal jednak jest rzeczywistością czysto ludzką o duchowych aspiracjach. Pojawiający się na nim obraz jest tak samo jak w przeszłości formą przechodzenia z jednej formy istnienia w inną, przynajmniej w wyobraźni, do spełnienia nowego ciała i nowej ziemi. Wyraźnie można wskazać tu element  działania o charakterze paschalnym.

Przyjęcie za punkt wyjścia takiego właśnie przedmiotu, niewielkich rozmiarów blejtramu stało się początkiem pracy. Nie jest to zjawisko nowe, szczególnie w XX wieku podejmowano taki punkt wyjścia. Interesujące dla mnie były jednak nie tyle możliwości formalne tego rodzaju zabiegu, ukryte i potencjalne wartości malarskie (nie były mi one jednak obojętne), co jego realne istnienie, i swego rodzaju nieuświadomiona absurdalność a zarazem ponadnaturalność tego rodzaju przedmiotu, takiego istnienia. Obiekty takie jak kartka papieru, czy niezamalowane podobrazie, czysty blejtram, zagruntowana deska są przedmiotami specyficznymi, i właśnie dlatego są przedmiotami godnymi uwagi. Ich cechą z jednej strony jest to, że są to przedmioty niskiej rangi, jakby połowiczne, niepełne, pozbawione wartości, trwające w stanie uśpienia, wyczekiwania na uzupełnienie, wzmocnienie, nadanie rangi. Z drugiej strony stanowią materialne podłoże, podstawę, warunek niezbędny dla zmaterializowania rzeczy, w zamierzeniu, wyższej rangi, uobecnienia rzeczywistości bardziej subtelnych, które nie są w stanie zaistnieć samodzielnie. Istnienie tych przedmiotów jest jakby pośrednie ale też nasycone jakimś potencjałem. Założyłem ponadto, że moja praca z podobraziem może tylko w niewielkim stopniu mieć charakter tzw. „autorskiej kreacji”, że może być raczej wydobywaniem, wyławianiem czegoś, co już w jakiś sposób istnieje, co już tam jest.

Czy ta odseparowana od rzeczywistości forma podobrazia może zawierać w sobie ukrytą jakąś naprawdę istniejącą rzeczywistość, równie mocno a może jeszcze bardziej odseparowaną od świata? Czy przynajmniej stanowi przestrzeń dla jej zasugerowania? Malarska próba odpowiedzi na to pytanie wyglądała tak: moim zamiarem była próba znalezienia sposobu namalowania, w sposób prosty i nie konkurujący z kształtem i proporcjami podobrazia, czegoś, co mogłoby być wizerunkiem nieznanego przedmiotu, istnienia. Jak ono mogłoby wyglądać? Czy możliwe jest przynajmniej zasugerowanie jego ewentualnego wyglądu i w ogóle możliwości istnienia?

Zacząłem od prostej czynności wynikającej z obserwacji proporcji podobrazia. Pierwszą rzeczą jaka pojawiła się na płótnie był prostokąt powtarzający proporcje formatu 20×30 cm . W ten sposób powstało kilka małych obrazów z umieszczonym na środku małym, średnim lub większym prostokątem. Potem zacząłem wokół tego kształtu improwizować. Pojawił się kolor tła biały lub czarny oraz kolor samego prostokąta czerwień i pomarańcz. Tak powstały obrazy, które nazwałem Statkami kosmicznymi  (które były również pokazywane pod nazwą Lądowanie lub Gwiazdy, chodziło o zwrócenie uwagi na niejasne pochodzenie). Stanowiły one początek dalszych malarskich zabiegów. Wokół prostokąta zacząłem ostrożnie improwizować. Okazało się, że można w tych warunkach całkiem dużo zrobić. Uruchomić proces powstawania form, być może wizerunki  jakichś rzeczy gdzieś istniejących. Najważniejszą sprawą było stopniowe wydobywanie kształtów. Bez nadmiernej dowolności. Chodziło o takie budowanie aby nie dochodziło do nadmiernych kolizji form, raczej o powtarzanie, dodawanie rzeczy podobnych. Ponadto zastosowałem tzw. światło wewnętrzne czyli metodę budowania światła zaczerpniętą z malarstwa ikonowego polegającą na stopniowym rozświetlaniu powierzchni przez dodawanie jaśniejszego koloru lub bieli. Jest to metoda opozycyjna do metody światła zewnętrznego, którego szczególnym przypadkiem jest światłocień wydobywający bryłę przedmiotu, czyli w pewien sposób unieważniający płaszczyznę obrazu poprzez iluzję, tworzenie sugestii odrywania się wizerunków od powierzchni obrazu. Ograniczeniem było zatem tutaj zachowanie dwuwymiarowości, czyli utrzymywanie wizerunku w stanie pewnej nierealności, abstrakcyjności.

W ten sposób powstało i nadal powstaje wiele prac. Zobaczyłem, że skupiając uwagę na rzeczywistości tak wyizolowanej, odseparowanej, połowicznej, pośredniej, niepełnej, można zbudować całkiem skomplikowany wewnętrznie świat. I ważne dla mnie były tutaj nie tyle pojawiające się formy i ich struktura ile sam fakt ich odsłaniania się, ich wielości i wielowariantowości. I pytanie: skąd się one biorą?

Ten proces podpowiedział mi możliwość uruchomienia nowego wątku malarskiego. Przyjmując, że źródło jest bardzo tajemnicze, spróbowałem pospekulować. Zacząłem dokonywać modyfikacji formy centralnego prostokąta. Szukałem takiego kształtu, który jest możliwie najbliższy prostokątowi, który jednak posiadałby jakiś element realny, zbliżony do świata materialnego a przez to sugerujący sens i przemawiający jakimś znakiem. W ten sposób powstała Bateria (na wystawach równieżnazywana R6). Był to moment, który dobrze pamiętam, który jednak dosyć trudno mi opisać. Powstał wizerunek przedmiotu o cechach abstrakcyjnych, przedmiotu posiadającego jednocześnie konkretny sens i znaczenie. Skojarzenie pojawiającego się kształtu baterii uświadomiło mi, że podobny sens można przypisać malarstwu w ogóle i mogę powiedzieć, że ten wizerunek jest moją malarską definicją obrazu.

Ponadto zaszło tutaj zjawisko przejścia od formy abstrakcyjnej do zbudowania wizerunku –  co prawda w małym stopniu – realistycznego. Następnymi tematami w sposób naturalny związanymi z pojęciem baterii, stały się: Latarka (Bateryjka), Żarówka, Latarnia morska, Szałas (Ognisko).

Pierwowzorami dla wszystkich tych prac nie są obiekty i przedmioty, od których pochodzą tytuły. Są nimi za to takie byty czy obszary rzeczywistości, co do których nie ma pewności czy w ogóle istnieją. Tytuły stanowią tutaj pewną sugestię przybliżonej roli jaką te byty odgrywają w naszym życiu – wtedy kiedy się pojawiają. Malowanie tych obrazów jest jakąś formą zastanawiania się nad problemem niegodzenia się człowieka z rzeczywistością. Są próbą pokazania stanu świadomości, w którym mamy do czynienia z czymś, co według naszego ratio istnieć nie powinno, co jest niepotrzebnym zaświatem albo czystą głupotą ale chcemy, żeby istniało, trwało i towarzyszyło nam.

Z jednej strony są to obrazy, które próbują dopowiedzieć ogólny problem istnienia obrazów. Maluje się bo świat jest niepełny, słaby, wybrakowany, ciemny, nie jest tym światem, w którym powinniśmy żyć. Tworzy się coś, co jest swoistym tymczasowym źródłem światła, energii, co przypomina o istnieniu jakiejś innej lepszej rzeczywistości, podtrzymuje, chroni i pozwala przeczekać. Z drugiej strony te prace są moją osobistą historią słabości, jakimś sposobem wypatrywania nadziei gdzieś indziej, poza obszarem możliwych rozwiązań. 

Adam Molenda

Cieszyn, sierpień 2007

Adam Molenda

ur. 1964 w Wodzisławiu Śląskim

Studia:

1986-1992 Instytut Sztuki, Filia Uniwersytetu Śląskiego w Cieszynie, dyplom w pracowni malarstwa prof. Norberta Witka
1989-1993 Akademia Sztuk Pięknych w Krakowie, dyplom z wyróżnieniem w pracowniach: malarstwa prof. Jerzego Nowosielskiego i grafiki prof. Andrzeja Pietscha

Wybrane wystawy indywidualne:

1997  Bez konkluzji, Galeria Uniwersytecka, Cieszyn
1998  Peryferie rzeczywistości, Galeria Krypta u Pijarów, Kraków
2000  Lądowanie, ABC Gallery, Poznań
2001  R6, ABC Gallery, Poznań
2003  Liczę dni, ale kryzysów właściwie nie ma, Galeria ASP, Katowice
2003  Na krawędzi, Galeria Půda, Czeski Cieszyn (z Jarosławem Skutnikiem)
2004  Gwiazdy, lampki, latarki, Galeria Stara Winiarnia, Zielona Góra
2004  Déja vu, wideoinstalacja, Dom Narodowy, Cieszyn (z Jarosławem Skutnikiem)
2005  Gwiazdy, baterie, statki kosmiczne, Galeria Klatka, Cieszyn
2007  Gwiazdy, statki kosmiczne, ABC Gallery, Poznań

Wybrane wystawy zbiorowe:

1996 Fober, Molenda, Szewczyk, Galeria Kornschuette, Lucerna (Szwajcaria)
2000 VIII Festiwal Inner Spaces Multimedia La Dolce Vita, CSW Inner Spaces, Poznań
2001 International Sympozium Large Size Painting, Zamek, Valtice (Czechy)
2002 X lat ABC Gallery, Galeria Arsenał, Poznań
2004 Projekt Skrajna, koncert multimedialny, Dom Narodowy, Cieszyn (z Jarosławem Skutnikiem i Cieszyńskim Studiem Teatralnym)
2007 Kolekcja Starej Winiarni, Galeria Arsenał, Poznań

Zajmuje się malarstwem, wideo i teorią sztuki. Współpracuje z ABC Gallery w Poznaniu. Był organizatorem konferencji o sztuce współczesnej w Cieszynie (1999, 2000), prowadził Pracownię Obserwacji Faktów Artystycznych w Instytucie Sztuki w Cieszynie (1999-2002), prowadzi wspólnie z J.Skutnikiem Galerię Klatka. Pracuje w Instytucie Sztuki na Wydziale Artystycznym w Cieszynie Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach.

Strona główna » Archiwum » Wystawy » 2009 » Adam Molenda, „Baterie”, 6.02.2009