W swoich pracach zajmuję się człowiekiem, jego psychiką, tożsamością. Do tego celu służą mi ubrania, a raczej stroje będące naszą drugą skórą, powłoką, jaką przywdziewamy, w jakiej realizujemy nasze kontakty z innymi. Stroje traktuję jako świadków, stale obecnych towarzyszy naszego życia, jako nośniki informacji, w których zawarta jest pamięć. Poprzez strój możliwa jest wypowiedź, ale również i gra – gra strojem, gra wypowiedzią. Często wykorzystywana przeze mnie dzianina to materiał najbliższy naszemu ciału, zakładamy ją na co dzień. Fascynują mnie kształty powłok, jakimi okrywamy, odziewamy nasze członki. Forma ubioru powtarza kształt naszego ciała, „rekonstruuje je”. Dopasowuje się do niego, kiedy je nosimy, ale też „pamięta” kształt, kiedy je ściągamy.

Małgorzata Markiewicz

Ewa Łączyńska, Marta Lisok

Małgorzata Markiewicz, Kwiaty, 7 I / 26 I 2005

Gosia M. – trudno o tej młodej, delikatnej kobiecie mówić Małgorzata. 7 stycznia w Otwartej Pracowni odbył się wernisaż jej wystawy. Gosia Markiewicz pokazała „Kwiaty”. Wystawa mieści się w dwóch salach galerii. Prosto z dziedzińca wchodzi się do głównego pomieszczenia, przestronnej sali – „jasnej”. Wśród pustych, białych ścian, na surowym betonie podłogi, rozwijają się pąki szmacianych kwiatów, ułożone z ubrań artystki płatki długich miękkich spódnic, wśród nich pręciki pończoch i subtelne tkaniny samej bielizny. Kwiatów jest pięć, każdy o średnicy ok. pół metra. Choć symetrycznie rozłożone, sprawiają wrażenie bezładnie porzuconych przez rozbierającą się pospiesznie… Dopełnieniem wystawy jest druga sala, mniejsza, niższa – „ciemna”. Na ścianach wisi tam dziesięć lajtboksów z przedstawieniami kwiatów, także ułożonych z ubrań, ale tym razem sfotografowanych na tle naturalnych, soczystozielonych liści. Z pewnej odległości prezentują się jak portrety rzadkich okazów w gablotach wytrawnych kolekcjonerów roślin. Markiewicz bardzo często używa odzieży, różnego typu: własnej, specjalnie wykonanej na daną wystawę albo znalezionej, anonimowej. W przypadku „Kwiatów” to wyłącznie osobiste rzeczy artystki. W swoich projektach wykorzystuje fenomen tkanin, które będąc najbliższe ciału, stają się „naszą drugą skórą, powłoką, jaką przywdziewamy, w jakiej realizujemy nasze kontakty z innymi”1). Przechadzając się po łące stworzonej w Otwartej Pracowni wyczuwamy intymny klimat całego zdarzenia. Kształty kwiatów podobne są do porzuconych przed chwilą kokonów, zewnętrznych powłok, które pozostawiła artystka. Jednak nie jest to gest odrzucenia, bo autorka „stroje traktuje jako świadków, stale obecnych towarzyszy naszego życia, jako nośniki informacji, w których zawarta jest pamięć”2). Wystawa jest nie tylko bardzo intymna, ale i mocno erotyczna. Gosia M. aż pięć razy bezwstydnie „rozebrała się” przed widzem w pełnym świetle „jasnej” sali. Jest coś perwersyjnego w tych szmacianych kompozycjach, intymnych częściach garderoby, niecodziennie przecież wystawianych na widok publiczny. Przyglądając się kwiatom Markiewicz czujemy ekscytujące doznanie, towarzyszące zwykle podglądaniu kogoś, jak gdyby przestrzeń Otwartej Pracowni zmieniła się nagle w sypialnię, łazienkę, buduar, do których podświadomie czujemy zakaz wstępu. Zostaliśmy złapani w pułapkę, bo wchodzimy w tę intymną przestrzeń bez przygotowania, prosto z ulicy, co wzmocnione jest przez samo usytuowanie Otwartej Pracowni. Po przekroczeniu progu galerii właściwie nie ma możliwości wycofania się, już bierzemy udział w wystawie, bez żadnych przedsionków, korytarzy, schodów. Artystka pozwoliła wszystkim przechodzić koło swoich kwiatów, podchodzić do nich bez zaznaczania linii, których nie można przekraczać. Każdy więc zbliża się na miarę swojej, nie tylko ciekawości, ale także śmiałości. Spacer ten trzeba wykonać, żeby zobaczyć drugą część wystawy – salę „ciemną”, gdzie sfotografowane kwiaty dostępne są za szybami, jak szczególnie cenne eksponaty. Wtopione w zielone tło wracają do natury, do źródła, z którego wzięły inspirację. Całą salę wypełnia rodzaj sakralnej atmosfery, klimat celebracji znajdujących się tam prac. Nastąpiło paradoksalne odwrócenie ról, które buduje silne napięcie między obiema częściami wystawy. Stworzone one zostało przez to, że bardzo intymne ubrania, które pamiętają kształty i obecność artystki, leżą zupełnie obnażone w „jasnej” sali, podczas gdy ich ugrzecznione/ocenzurowane wersje w formie fotografii, eksponowane są w półcieniu, w atmosferze bliskiej intymnym zbliżeniom. Gosi Markiewicz udało się zrobić sztukę, która nie musi szokować, żeby zostać zauważoną. Wystawa jest pokazem twórczości bardzo kobiecej, ale bez krzykliwego upominania się o miejsce w „męskiej” kulturze. Na wernisażu artystka powiedziała jednak, że podejmując temat kwiatów świadomie wpisuje się w długą tradycję „kobiecej” sztuki, której nie przystało zajmować się poważnymi tematami. Jak twierdzi nie pomyślała o stworzeniu „Kwiatów” z męskiej odzieży, bo z powodu prostoty, neutralności i stonowanych kolorów męskiego stroju, byłyby one bardzo smutne. Chociaż tym razem autorka nie widziała potrzeby, by akcentować feministyczne konotacje, to nie znaczy, że nigdy nie podejmowała tego tematu. Jedna z jej wcześniejszych prac – „Podomki” – była próbą rozprawienia się z „męską” dominacją w sztuce. Efemeryczność szmacianych kwiatów nadaje wystawie melancholijny klimat przemijania. Kompozycje z sali „jasnej” nigdy więcej nie zaistnieją w tej samej formie, autorka nie ułoży ich w ten sam sposób. Zostaną zwinięte i schowane, jak chowa się wszystkie inne „zwykłe” ubrania. Wydarte z przestrzeni galerii, która nadała im szczególnego znaczenia, zgubią swoją wyjątkowość, przekwitną.

1) M. Markiewicz, fragment zaproszenia na wystawę.
2) M. Markiewicz, fragment zaproszenia na wystawę.

 

Joanna Zielińska

Sukienka i kultura

(katalog z wystawy indywidualnej Małgorzaty Markiewicz, Galeria Potocka, 2003)

Sukienka. Ręcznie szydełkowana sukienka Małgorzaty Markiewicz rozpięta niczym pajęczyna / tkanina pomiędzy ścianami tworzy organiczną, roślinną, wklęsło / kobiecą formę, którą chce się przymierzyć i dotknąć. Czym ona jest? Ozdobną serwetą? Ubraniem / pożądaniem? Przerażającą siecią – pułapką?

Pojawia się w głowie lista wszystkich spraw, w jakie jesteśmy uwikłane. My kobiety i nasze ciała, wizerunki. Świat nas konsumuje i pożera w obrębie kilku niejasnych kobiecych tożsamości / dolegliwości, matki, żony, kochanki… Pajęczyna / sukienka / pokrowiec – jest jak skarga na nieprzychylny świat, monotonne życie w domu, listę codziennych praw i obowiązków…

Sukienka jest ubiorem przynależnym kobiecie, nieuzasadnionym fetyszem kobiecości, podobnie jak szpilki, szminka i falbanki. Sukienka może jednak być również postrzegana jako symbol maskarady i opresyjności kultury, w której żyjemy, która narzuca tożsamości / formy, dzieli na role kobiece i męskie, krępuje, zniekształca i uprzedmiatawia wręcz infantylizuje obraz kobiecości. Kultura buduje wzorce, którym kobiety powinny się podporządkowywać. Paradoksalnie kobiety same chcą się w nie wpisywać, bo chcą czuć się kochane, chciane, pożądane, piękne i seksowne.

Sukienki ślubne, gorsety, sukienki-klatki, bielizna pojawiają się w sztuce artystek jako dowody-symbole, określenia kobiecości. Kultura wydala kolejne wzorce, lansuje, co raz to nowsze superkobiety.

W twórczości Marii Pińskiej – Bereś pojawił się gorset, ta część ubioru najbardziej niewygodna, krępująca – deformująca ciało, na „potrzeby” estetyczne, męskie. Pojawił się jako symboliczny upiorny balast kobiecości, obciążenie biologią, kobiecymi rolami-maskaradami, z jakimi każda z nas rodzi się, wchodzi w życie. W cyklu Infantek pojawiają się sukienki-klatki, ubiór – wylansowany model kobiecości, które są więzieniem, ograniczeniem. Ewa Partum podczas performance w Galerii ON pocięła białą ślubną suknię, w którą była ubrana, symbolizującą związek małżeński – wcielenie w kolejną kobiecą rolę dobrej, oddanej żony i matki. Mottem akcji było hasło” Kobiety, małżeństwo jest przeciwko wam”. W twórczości Jadwigi Sawickiej sukienka jest m.in. tematem malarskim i rzeźbiarskim. Staje się tym samym jedną z masek, fetyszem, częścią babskiej maskarady, ozdobnym dodatkiem, zgrabnym konstruktem kulturowym.

Sukienka jest, więc czymś więcej niż tylko przynależnym kobiecie strojem, efektownym opakowaniem ciała. Podomki uszyte przez Małgorzatę Markiewicz mają służyć kobietom zajmującym się domem. Są funkcjonalnie, praktyczne i przede wszystkim seksowne. Dzięki nim kobiety mogą realizować się we wszystkich stereotypowych rolach: matki, żony i kochanki – zachowują piękny, kuszący wygląd i jednocześnie mają praktyczny strój do prac domowych. Artystka ironicznie podkreśla walory stroju dla nowoczesnej gospodyni domowej: ” Podomki wykonane są z ceraty, więc są niedrogie, łatwo zmywalne, nieprzemakalne, wszystko po nich spłynie, wyglądem przypominają letnie sukienki i są seksowne, co jest bardzo ważne dla mężczyzn”. Artystka podnosi tu kwestię wymagań, jakie stawia przed kobietą kultura, kwestię bycia wiecznie piękną, młodą i atrakcyjną. Pojawia się problem lansowanego przez media, reklamy, firmy kosmetyczne, tzw. prasę kobiecą określonego, modelowego wizerunku superkobiety.

Szydełkowa sukienka wykonana przez artystkę, w swojej pajęczej-upiornej strukturze, która może wydawać się pułapką, wygląda również jak zwykły obrus, którym przykrywa się stół do codziennego posiłku. Pojawia się, więc kontekst ponurej konsumpcji tego, co kobiece, konsumpcji, która staje się możliwa dzięki wpisaniu się w tradycyjne kobiece, domowo-rodzinno-macierzyńskie role.

Tkanie/dzierganie jako metafora kobiecego losu. Już samo wykonanie sukienki na szydełku kojarzy się z rdzenno kobiecym, domowym – nieważnym, niedocenionym doświadczeniem. W przypadku sukienki Małgorzaty Markiewicz akt szydełkowania jest równie ważny jak efekt końcowy. Szydełkowanie jest bardzo czasochłonne i wymaga wiele samozaparcia i codziennej dyscypliny. Setki oczek, powtarzających się splotów. Dopiero po mozolnym, wielodniowym wysiłku, który jest niczym monotonne zmawianie różańca, sieć oczek tworzy gotową całość. Każde oczko jest odmierzaniem czasu. Bolą ręce. Podczas wykonywania Sweterka dla dwojga artystka zarejestrowała 4-godzinny materiał wideo dokumentujący wysiłek szydełkowania, monotonię techniki.

Dzierganie podobne jest do banalnego, codziennego krzątactwa, nietwórczego cyklu banalnych rytuałów, wciąż powtarzanych ulotnych czynności ścierania kurzu, prania, zmywania naczyń, gotowania. Zapomniane i niedocenione jest cielesne doświadczenie spalania się z każdym domowym zadaniem – w przestrzeni, w której cała praca, gdzieś zniknie pod nową warstwą brudu, haftowany obrusik banalnie zaplami się i podrze.

Każdego dnia od nowa, trwa codzienna krzątanina, walka. Jeść, przeżyć, rodzić, nakarmić. Owidiusz w Przemianach opisuje starożytny mit o Arachne, mit, który jest metaforą kobiecego losu, opowiada o pierwotnej sile twórczej kobiet. Zbuntowana, odważna artystka-tkaczka zostaje za karę przemieniona w pajęczycę i tym samym pozbawiona twórczych możliwości. Pajęczyca tka z ciała, żeby przeżyć – tkanie staje się funkcją biologiczną. Tka, reprodukuje z ciała, kruche, efemeryczne sieci, owadzie pułapki, tka żeby przetrwać… Codzienność wchłania moce twórcze, biologia determinuje nie tylko ciała. Każda tka, raczej ze wstrętem, bezmyślnie, swoją domową pajęczynę. Małgorzata Markiewicz w opozycji do banalnej codziennej sytuacji potrafi powtarzać rytuały codziennej krzątaniny w kontekście działania artystycznego, odzyskać doświadczenie, nadawać mu ważność, wykorzystać do walki ze złym porządkiem świata. Oto jak krzątactwo zostało sztuką!

(przedruk z katalogu wyd. przez Galerię Potocka i Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Niepołomicach)

 

Magdalena Ujma

Kwiaty zamiast jabłka

Magdalena Ujma fragment tekstu Kwiaty zamiast jabłka

Obiekty rozłożone na podłodze mają formę kolistą, miękką, nieregularną. Są kolorowymi plamami z niedbale udrapowanych tkanin. Gdy spojrzeć na nie z bliska, tracą swe biologiczne odniesienia: do grzybów, pleśniowych narośli czy właśnie kwiatów. Co w nich uderza, to nie tylko dekoracyjność, ale też i pewna przypadkowość. Wrażenie celowości znika, gdy zbliżymy się do pracy, i rozpoznamy, czym ona jest. A jest śladem pewnego gestu. Są to po prostu ubrania, zostawione tak, jak to się dzieje, gdy je się pośpiesznie zrzuca z siebie, po prostu z nich wychodzi, zostawiając je na podłodze tam gdzie się stało. Tak więc obiekty są też śladami intymnych performances artystki. (…)

Silne zabarwienie erotyczne tych prac istnieje dzięki odwołaniom do klisz pożądania, do tego, jak wygląda w rozmaitych przedstawieniach czynność rozbierania się i czemu służy. Odwołuje się także do założonej milcząco płci widza. Ubrania są tutaj więc tak naprawdę tylko śladem, pięknym kwiatem, ale myśl biegnie ku tej, która z nich wyszła, ku nagiej kobiecie, które te ubrania z siebie zrzuciła i zostawiła tam, gdzie spadły. Są to więc prace kuszące przez wzbudzane skojarzenia, każące tropić ślady nagiej boginki, która tak niefrasobliwie je porzuciła.

Tą kusicielką jest autorka prac. Tak więc Kwiaty są wypowiedzią odautorską, są autoportretem poprzez własne brania. Są ważną informacją na temat tego czym dla Małgorzaty Markiewicz jest tworzenie sztuki, czym jest bycie artystką, czym jest relacja między nią a widzem, nawiązywana za pośrednictwem dzieła. Niezwykle ważne jest tutaj skojarzenie twórczości z kobiecością, pokazują też jak codzienność kobieca może stać się źródłem inspiracji dla sztuki. Sztuka zaś jest w ujęciu Markiewicz uwodzeniem, erotyczną grą, wzbudzaniem pożądania.*

Kwiaty pokazują nieobecność. Zabrakło osoby, która chodziła w ubraniach, ubrania są tylko porzuconym opakowaniem. Mogą być rozumiane jako maska, jako coś, co może upiększa, ale i zasłania, co nie jest prawdziwe. Z ubrań się wychodzi nie tylko jak owad z wylinki, ale jest się nagim / nagą w niezwykle ważnych życiowych chwilach. Wielobarwne główki „kwiatów”, trawa na zdjęciach, z której „wyrastają” zwracając ku powierzchni obrazu i oczom widza swoje rozchylone płatki, swoje doskonale widoczne środki, mówią o gotowości do seksu i o dojrzałości. Mówią o pełnym nadziei czekaniu na miłość.**

Piękno „kwiatów” kojarzy się z Rajskim Ogrodem. Artystka-Ewa kusi Adama-widza pięknymi pracami. Zrzuca z siebie to, co jest wytworem kultury, co przetworzone. Ale nie widać tego, co się odsłoniło. Otwiera się tutaj pole do domysłów, artystka świadomie zaprasza do gry wyobraźni. Nie ma kobiety, która się rozebrała. Nie chce być już pięknym obiektem wydanym na cudze spojrzenia.

Przypisy:

* Ciekawe byłoby w tym miejscu zastanowienie się nad adresatem tak pojmowanej sztuki. Czy rzeczywiście wszyscy ludzie? Czy nie jest to adresat męski, zakładając heteroseksualność tej sztuki? Ale czy to słuszne założenie?
** Ciekawe, że gdy myśli się o kobiecie, która porzuciła w ten sposób swoje ubrania, przychodzi na myśl kobieta-dziewczynka, dopiero zaczynająca dojrzewać. Mam wrażenie, że Kwiaty zostały zrobione jakby z pozycji niedorosłych, a już kusicielskich dziewczynek Balthusa, które malarz – oczywiście – nazywa aniołami. Tak jakby te dziewczynki, obudziły się ze słodkiego snu, w którym tak lubi je widzieć ten wyrafinowany malarz i jakby same przemówiły.

Małgorzata Markiewicz

ur.w 1979 w Krakowie
e-mail: malkoshka@gmail.com

1999-2004 – Studia i dyplom na Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie na Wydziale Rzeźby, Pracownia Działań Medialnych prof. Antoniego Porczaka. Od trzeciego roku studiów realizowała indywidualny program studiów dający możliwość wyboru 50% przedmiotów na innych wydziałach (Grafika, Malarstwo, Formy Przemysłowe); 2004 – dyplom z wyróżnieniem, promotor Antoni Porczak, tytuł pracy: „Fragment sieci współistnienia”.

wystawy indywidualne:

2003 – Pajęczyna, Galeria Potocka , Kraków

2003 – Kołdra, Galeria Lokal, Kraków

2004 – CiepłoZimno, Instytut Goethego / Dworzec Główny, Kraków

2005 – Kwiaty, Otwarta Pracownia, Kraków

wystawy zbiorowe (wybór):

Projekt Wzgórza 99’,00’,01’ Kraków,

2002 – Novart.pl. Kraków,

2002 – Przesłuchanie płyty Codziennie DOM Kraków,

2002 – Projekty z recyclingu DOM Kraków,

2002 – Pieniądze szczęścia nie dają współpraca z SAOZ galeria Manhattan Łódź,

2003 – Sweterek dla dwojga, CSW Solvay, Kraków

2004 – Dziewczyny i chłopaki, Narodowa Galeria Zachęta, Warszawa

2004 – Prym, BWA Zielona Góra

2004 – Oddychaj, działanie w przestrzeni miasta w ramach „Święta Kobiet”, Kraków

2004 – Oddychaj, galeria ON Poznań, 2004

2004 – Sztuka MłodychCzujni, Lille, Francja 2004/Galeria Bunkier Sztuki, Kraków

2004 – Nature of/and Art, Galeria Bunkier Sztuki, Kraków

2004 – Biennale Młodych, CRP w Orońsku

2004 – Domowatmosfera (zdarzenie w domu Olimpii), Kraków

2004 – Pięknoefekty malarskie, BWA Bielsko Biała

2005 – Czas Kultury, Galeria Arsenał, Poznań 2005

2005 – Kowalska, Markiewicz, Simon, Galeria Potocka, Kraków

2005 – Memory (W)hole, Lubljana Castle, Słowenia

2005 – Polkolore, Sztutgart, Niemcy

2005 – Miasta stare , sztuka nowa, Quebec, Kanada

2005 – Uwaga! Polen kommen, Weimar, Niemcy

2005 – Czas kultury, Galeria Program, Warszawa

2005 – Beauty free shop, Praga, Czechy

Festiwale:

2002 – Festiwal Sztuk Medialnych RESET Kraków

2002 – Festiwal Underground Performance Budapeszt, Węgry

2005 – H.O.M.E Depot – Festival of Young Designers, Wiedeń

W 2004 otrzymała roczne stypendium Ministra Kultury.

Strona główna » Archiwum » Wystawy » 2005 » Małgorzata Markiewicz, „Kwiaty”, 7.01.2005